Jesienne wędrowanie

Od 17 do 23 września, jako członkowie SKKT PTTK ZSEiI, wzięliśmy udział w wędrówce w Gorce i Pieniny.

Pierwszego dnia spotkaliśmy się na dworcu kolejowym w Giżycku aby odbyć długą drogę do miejsca docelowego – Rabki Zdrój. Droga była długa i nużąca, ale po kilkunastu godzinach dotarliśmy do celu. W tym dniu nie zrobiliśmy nic szczególnego oprócz przejścia 5 km do miejsca zakwaterowania i podróży do żabki.

Drugiego dnia wyruszyliśmy w stronę schroniska na Turbaczu przez szczyt. Był to najwyższy punkt wycieczki (1310m n.p.m.). Początkowo pogoda była dobra, z czasem się pogorszyła ale nie zniechęciło to nas. Droga była ciężka, kamienista ale daliśmy radę przejść około 17 km do schroniska. Pokój był 12 osobowy więc noc była ciekawa.

Trzeci dzień był tym najtrudniejszym. Z Turbacza musieliśmy dotrzeć do Czorsztyna przez szczyt Lubań. Droga była w niektórych miejscach trudniejsza, w niektórych mniej, ale widoki tego dnia były jednymi z lepszych. Szczególnie na dwóch polanach, na których się zatrzymaliśmy. Jedna z widokiem na jezioro Czorsztyńskie i ośnieżone szczyty słowackich Tatr. Najtrudniejszym momentem z całej wycieczki było wejście na Lubań. Kilkukilometrowa droga z kamieni pnąca się w nieskończoność w górę. Zdecydowanie najtrudniejszy dzień, ale jednocześnie wspominamy go dobrze pomimo bólu nóg jaki doświadczyliśmy. Trasa zajęła nam powyżej 10 godzin a pod koniec zostaliśmy podwiezieni przez panią, u której byliśmy zakwaterowani.

Czwarty dzień rozpoczął się od odwiedzenia zamku w Czorsztynie. Jeden z ładniejszych zabytków jakie widzieliśmy z widokiem na sąsiedni zamek w Niedzicy. Oba zamki były niegdyś warowniami granicznymi.

Po powrocie wyruszyliśmy na Trzy Korony. Trasa była fajna, ale poprzedni dzień dał się we znaki i czuliśmy ból całych nóg. Na pewno najlepszym szczytem były Trzy Korony (982 m n.p.m.). Jeden z najładniejszych widoków jakich doświadczyliśmy, ale też strach towarzyszący przy takiej wysokości. Później wybraliśmy się w stronę schroniska Trzy Korony.

W piątym dniu z samego rana wybraliśmy się na chwilę do Słowacji do sklepu. Następnie wyruszyliśmy w drogę do Szczawnicy.

Była to najbardziej niebezpieczna droga na trasie, ze względu na trudne przejścia po skalnych graniach, gdzie wymagane było trzymanie się poręczy. Zaliczyliśmy też Sokolicę z widokiem na Dunajec i na nasz cel. Gdy zeszliśmy z góry musieliśmy przeprawić się przez Dunajec łodzią na drugą stronę.

Pół godziny później byliśmy już w schronisku.

Szósty dzień był najłatwiejszy. Wybraliśmy się rowerami do Słowacji. Odwiedziliśmy miejscowość Czerwony Klasztor wraz z zabytkiem o tej samej nazwie. Po powrocie wyruszyliśmy na przystanek i pojechaliśmy do Myślenic spędzić ostatni wieczór i noc. Poszliśmy do galerii i dzień skończyliśmy na wspólnym oglądaniu meczu i rozmowie.

W ostatnim dniu z samego rana wyruszyliśmy na przystanek aby dotrzeć do Krakowa na dworzec. Około 18.30 byliśmy już w Giżycku.